30 maja, kilka minut po godzinie 6:00 wyjechaliśmy na wycieczkę do pięknego kraju, organizowaną przez klasę 2B. Na całe szczęście nikt nie został przywitany telefonicznie przez Pana Piotra Duraka, który miał budzić zaspanych. Sama podróż upłynęła bardzo przyjemnie, a mimo wielu pokonywanych kilometrów, nie czuliśmy zmęczenia. Naszym pierwszym większym przystankiem był Hungaroring – tor Formuły 1 położony niedaleko Budapesztu. Spędziliśmy tam czas dzięki Zosi Kryńskiej, która jest zapalonym fanem wyścigów. Miła obsługa po oprowadzeniu nas po garażach i pomieszczeniu do monitorowania jazdy pokazała nam kilkanaście zabawnych filmików, uchwyconych podczas pracy. Niesforny zając czy kraksa na torze nie były dla nich czymś obcym.
Po dotarciu do Budapesztu i zameldowaniu się w hotelu, poszliśmy na nocny spacer po mieście. Dzięki naszej pani przewodnik zobaczyliśmy Pomnik Sissi, czyli cesarzowej Elżbiety. Błyszczące lampy pięknie okalały jej podobiznę, przy której zrobiliśmy wiele pamiątkowych zdjęć. Dalej udało się nam przejść przez most nazwany również na jej cześć. Zobaczyliśmy centrum oświetlone masą świateł i pięknie zdobionych budynków, o których przy okazji opowiadała nam pani Aldona Dydek – nauczycielka historii oraz jeden z naszych opiekunów. Powrót do hotelu odbył się przez Most Wolności, na którym nie zabrało mężczyzny żwawo rozmawiającego przez telefon w trakcie chodzenia po wysokiej konstrukcji. Na szczęście nie spadł – przynajmniej podczas naszego przejścia.
Drugi dzień w Budapeszcie był niesamowicie wyczerpujący – mieliśmy zaplanowane bardzo dużo do zwiedzania. Towarzyszyła nam Węgierka, przemiła pani Żużanna, która z zapałem opowiadała historię powstania Węgier, gdy staliśmy na Placu Wolności, otoczeni posągami królów. Z daleka mogliśmy dostrzec również Węgierską Operę Państwową. Później szybko zwiedziliśmy Park Tysiąclecia, pełen cudownych zabytków wyjętych jakby z kartek baśni o królewnach. W trakcie spaceru wzdłuż Dunaju, oglądaliśmy pomnik znajdujący się tuż przy jej brzegu. Miał on upamiętniać ofiary Holokaustu. Jego forma jest bardzo nietypowa. Pomnik, zwany również Butami na brzegu Dunaju przedstawia stojące na brzegu rzeki buty. W sumie jest ich 27 par — większe i mniejsze, damskie, i męskie — wszystkie upamiętniają ludzi, którzy w czasach terroru strzałokrzyżowców zostali tutaj rozstrzelani, a ich ciała wpadły do Dunaju. Panie przewodniczki zaprowadziły nas pod budynek Parlamentu, który jest niemalże symbolem Węgier. Cudowna strzelista budowla wybija się na tle panoramy miasta, zwłaszcza nocą.
Znów udaliśmy się na rynek, gdzie mogliśmy wejść do niesamowitej Bazyliki świętego Stefana. To właśnie w kaplicy kościoła znajduje się najsłynniejsza węgierska relikwia — zmumifikowana ręka świętego króla Stefana. Był on pierwszym koronowanym władcą zjednoczonego państwa węgierskiego. Ponoć umierając, uniósł do góry dłoń z koroną i błogosławił swym poddanym. Naszą kolejną przystanią był Vásárcsarnok – wielki dom handlowy, w którym mieliśmy chwilę dla siebie i na zakupy. Jednak nasze zwiedzanie nie skończyło się na tym – zawitaliśmy również na wzgórze zamkowe, gdzie poza pięknymi pomnikami i fasadami budynków, mogliśmy napić się wody ze specjalnie do tego przystosowanych miejsc. Szczerze mówiąc – smakowała zbyt metalicznie, ale jeśli ktoś był bardzo spragniony, pewnie nie zwrócił na to uwagi.
Po krótkim odpoczynku w hotelu udaliśmy się na rejs po Dunaju. Nocne niebo haftowane gwiazdami było idealnym tłem dla panoramy. Było malowniczo pięknie, i mogę się założyć, że niejeden z nas siedział oczarowany tym widokiem. Przypadkiem kilkoro z nas spotkało słynne węgierskie pająki, które najpewniej bardziej zajęte były podziwianiem nas niż widoków zza burty.
Trzeci dzień w porównaniu do poprzednich był spokojny. Po śniadaniu chętni udali się do Aquaworld Budapest – największego aquaparku w Europie Środkowej, gdzie spędzili 3 godziny pełne wody, zjeżdżalni i innych atrakcji. Po szybkim osuszeniu się nastąpiła mała zmiana planów – dodatkowo zwiedziliśmy atrakcję niespodziankę, o której budapeszteńczycy powiadają, że „miłość zaczyna się i kończy na Wyspie Małgorzaty”. Została ona sztucznie utworzona z trzech, leżących blisko siebie pomniejszych wysp w 1950 roku przy okazji prac związanych z regulacją Dunaju. Na wyspie znajdują się hotele, obiekty sportowe, kluby, restauracje, liczne tereny zielone ze ścieżkami rowerowymi, joggingowymi, przestronnymi trawnikami idealnymi na piknik, wypoczynek oraz średniowieczne ruiny natury sakralnej.
Wieczorem zawędrowaliśmy na górę Gellerta. Jednak ku naszemu rozczarowaniu (i również uldze zmęczonych chodzeniem pod górkę) uczniów, okazało się, że sam szczyt jest w trakcie renowacji, co uniemożliwiło nam obejrzenie Cytadeli, o której jednak opowiedziała nam pani przewodnik. To kolejny raz, gdy mogliśmy obejrzeć panoramę miasta, tym razem z dużo większej wysokości niż poprzednio. Schodząc z niej, śpiewaliśmy szanty, przez co niektórzy turyści nie patrzyli na nas zbyt przychylnie.
Czwarty, a zarazem ostatni dzień w Budapeszcie był również dniem pożegnania się z piękną stolicą Węgier. Na całe szczęście „zielona noc”, przed którą przestrzegał pan Durak, przebiegła bardzo spokojnie i nikt nie wypadł przypadkiem z okna. Po 3 godzinach jazdy dotarliśmy do innego węgierskiego miasta – Egeru. Zobaczyliśmy ruiny zamku, piękne zabytkowe kamieniczki w tym ratusz oraz Kościół Minorytów, o którym dowiedzieliśmy się pewnej ciekawostki, którą jak zazwyczaj opowiedziała nam pani Aldona – budowla zawierała specjalnie ułożone kolumny, dzięki którym dźwięk odbijał się w nim idealnie głośno – zapewniało to naturalne nagłośnienie, bez używania siły czy technologii.
Później czekała na nas tylko podróż powrotna – do Polski. Pod nasze Liceum wróciliśmy około godziny 22:00, skąd rozjechaliśmy się do swoich domów.
Cały wyjazd był jak najbardziej udany – pogoda dopisała, a setki zdjęć, jakie zrobiliśmy, mogą być z pewnością miłym zatrzymaniem ciekawych momentów.
Kinga Zimny, klasa 2B