To zdanie naprawdę nie oddaje tego jak było. Ujmę inaczej. Wycieczka w Bieszczady była bardzo udana. Kto był, ten wie. Pierwszego dnia udało nam się zobaczyć cudny krajobraz górski z wieży widokowej na wzgórzu Jeleniowatym. Chociaż muszę przyznać, że wspinaczka nie należała do najłatwiejszych. Wprawdzie żubry schowały się przed nami, ale zobaczyliśmy odrestaurowaną cerkiew w Łopience i działające retorty do wypału węgla drzewnego. Warto było się zmęczyć, bo kiedy już dotarliśmy do hotelu, mogliśmy się wyluzować i zjeść kolację przygotowaną przez wyjątkowo miłą kucharkę.
A w nocy, plotki głoszą, że jacyś szaleńcy odprawiali szatańskie tańce, na korytarzu. Ale to tylko plotki. Dzień drugi, zaczął się wcześnie. Aby z rana dobrze nastawić się na resztę dnia, poszliśmy do Galerii Zdzisława Beksińskiego. Po tym niezwykłym rozpoczęciu dnia, kontynuowaliśmy nasze zwiedzanie, tym razem w skansenie w Sanoku, a następnie na zaporze przy Jeziorze Solińskim, gdzie odbył się rejs statkiem. Niezapomniany będzie widok pana Duraka odtwarzającego scenę z Titanica. Na koniec wycieczki udało nam się pojechać do takich miejsc jak zrujnowana cerkiew w Berezce, oraz do mojego, ulubionego miejsca – nawiedzonego, spalonego i strasznego klasztoru w Zagórzu.